wtorek, 31 stycznia 2017

Sushi w Bistro Różanym

Sushi serwowane w Bistro Różanym chodziło za mną od dobrych kilku miesięcy. Co chwilę ktoś pytał czy już byłam, kiedy idę itd. itp. Nie pozwalał też zapomnieć o nim kochany fejsbuczek, który co rusz oznajmiał kolejny sushi-czwartek, w który to tu całkiem niedaleko mnie serwowany jest jeden z najlepszych, bo jedyny jak dotąd w naszym mieście, japoński przysmak, który u-w-i-e-l-b-i-a-m . Pech chciał, że nigdy nie było nam jakoś ze sobą po drodze. Aż pewnego dnia...

...zwyczajnie udałam się w do Bistro i zakupiłam dwie rolki sushi.


Tak sobie myślę, że dziś skupimy się na samym sushi, a ocenę całego lokalu zostawię sobie na deser, kiedy to przyjdzie mi wypróbować również innych dań. Drugą sprawą jest fakt, że akcja z sushi była bardzo szybka, bo na wynos, więc nie byłabym obiektywna w ocenie np. obsługi, a wolę ją oceniać podczas dłuższego pobytu w lokalu.

Zamówienie więc obejmowało:
Rolka California Grill - pieczony łosoś, surimi, ogórek, tykwa, oshinko.
Rolka XXL Tamago Roll - maki z łososiem, serkiem, tykwą i ogórkiem, zawinięte w japoński naleśnik.
A wszystko razem wyglądało tak:

Spotkałam się z wieloma opiniami na temat akurat tego sushi, większość z nich była jednak pochlebna. I ja nie mam wyjścia i swoje 4,5/5 punktów muszę tu zostawić, a to napraaawdę dużo :)
Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić (i tak tez uczynię) był ryż, który dla mnie był odrobinę za mało przyprawiony. Pomijając ten drobny szczegół, na który prawdopodobnie 95% klientów nie zwróci uwagi, sushi jest wyśmienite. Bardzo dobrze wyczuwalny jest każdy składnik, niczego nie jest za dużo, niczego za mało, bardzo dobrze wyważone smaki - wędzona ryba, słodko-kwaśna rzodkiew, świeży ogórek i sezam - niebo w gębie, szczególnie takiego smakosza, jak ja :)    

Brawa dla pana sushimastera, który przyjechał aż z Płocka :), aby podzielić się z nami swoimi umiejętnościami i wspaniałym smakiem. 

Morał z tego taki, że zapewne teraz częściej będę zaglądać na sushi-czwartki i cholernie miło jest nie musieć jechać do większego miasta, aby móc zjeść naprawdę smaczne sushi!.

piątek, 20 stycznia 2017

Na widelcu po raz drugi

Minął ponad miesiąc od naszej pierwszej wizyty w restauracji "Na widelcu". Postanowiliśmy zjeść tam ponownie i sprawdzić czy i co się zmieniło. Zamówiliśmy do domu pizzę nr 3 - mozzarella, świeże pieczarki, szynka i rukola, Ostatniego składnika jednak zabrakło. Zostaliśmy o tym poinformowani przez pracownika, więc nie było problemu. Do zamówienia dołączył burger z podwójnym mięsem i w końcu zdecydowaliśmy się na pastę. Na pierwszy ogień poszedł makaron penne z krewetkami. Czas oczekiwania miał oscylować w okolicy 40 minut. Po pół godzinie kierowca zadzwonił do drzwi.
Zasiedliśmy do stołu. Jako pierwsza "na warsztat" poszła pizza.


Dzieciaki piszczały z radości, a z naszych twarzy zachwyt nie schodził długo. Chcieliśmy zrobić drugie zdjęcie, ale nie było już co fotografować... Pizza zniknęła. Dawno nie jedliśmy tak dobrze wypieczonej, aromatycznej pizzy na lekko chrupiącym, cienkim spodzie. Na pizzy z pieczarkami łatwo się "wyłożyć", bo przy zbyt niskiej temperaturze na piecu woda z grzybów szybko przedostaje się do ciasta, które staje się miękkie, ciągnące i zakalcowate. W tym przypadku było idealne.

Zabraliśmy się za burgera. Tym razem niczego nie brakowało, były dwa kawałki soczystej wołowiny, pomidor, cebula, sałata i ogórek kiszony.


Tu już zdania były podzielone w kwestii smaków, ale na pewno należy popracować nad sosem, ponieważ wyraźnie zagłuszał smaki wołowiny warzyw pod bułką. A może było go tam za dużo. Nie powinien dominować, a być jedynie dodatkiem.

W brzuchach już naprawdę zrobiło się ciasno, ale ekscytacja tym jedzeniem sięgała zenitu, zatem szybko wbiliśmy widelce w makaron.


I w tym momencie nastąpiła grobowa cisza, nasze usta przestały się ruszać. Ledwo przełknęliśmy pierwsze kęsy. Było drugie podejście i kolejne i niedowierzanie. Jak można tak spartolić takie proste danie? Makaron rozgotowany, bez smaku i soli, krewetki gumowate, źle rozmrożone, gdzieś tam pojawiła się natka pietruszki, która została wrzucona na patelnię jako pierwsza, a nie ostatnia i teraz najlepsze... To wszystko zostało polane słodko-ostrym sosem TAO-TAO. Szok. I niedowierzanie. Powstało danie multi-kulti, włosko-chińskie. Co do oceny byliśmy zgodni. Tu restauracja dostaje od nas zero punktów.
Jak ochłoniemy, za parę dni przetestujemy kolejny makaron, bo może to był wypadek przy pracy, który nie powinien się zdarzyć.

Podsumowując:
Pizza się poprawiła i co do tego nie mamy żadnych zastrzeżeń. Burgery godne polecenia, bo niewiele jest w Kutnie miejsc, w których zjemy dobrego wołowego kotleta w bułce. Pasty to jednak bez wątpienia słaby punkt lokalu. Więcej przypraw, mniej kombinowania, a na pewno będzie lepiej.
Ocena ogólna jednak pozostaje niezmienna - 9/15.

niedziela, 15 stycznia 2017

United Chicken, czyli kurczaki atakują!

Kiedy pojawiły się informacje o planach budowy nowej galerii handlowej w Kutnie - w mieście zawrzało! Miało być kino z kilkoma salami (wow!), modne sklepy, restauracje, a duża liczba mieszkańców liczyła na otwarcie wśród nich fast fooda z kurczakami z Kentucky - no szaleństwo miało być jednym słowem. "Galeria" już stoi, co i jak w niej jest - wiemy. Ale ja nie o tym. W zamian chrupiących kurczaków wszystkim znanej marki zza oceanu, mamy chrupiące polskie kurczaki o obco, bo amerykańsko, brzmiącej nazwie United Chicken.

Fot.: www.unitedchicken.pl

Oczywiście nie mogłam sobie odmówić wizyty w nowym lokalu, który obiecuje wiele dobrego: 


"Chrupiące kawałki kurczaka, polędwiczki w złocistej panierce, soczyste skrzydełka, tortille, wielowarstwowe kanapki, sałatki, frytki" 

Czyli teoretycznie powinno być smacznie, szybko i... kalorycznie. Menu podobne do KFC i innych tego typu fast food-ów. 

"(...)Kurczak surowy, który do nas przyjeżdża nigdy nie jest mrożony i zamawiany jest z od zaufanego dostawcy."

No aż się nie chce wierzyć :) Ale oczywiście nie podważam i polecam każdemu spróbować, wszak kubki smakowe wszyscy mamy inne. 

Do rzeczy.

1. Lokal.
Dość mały, ale chyba na Kutno zupełnie wystarczający, bo podczas moich dwóch wizyt, nie zauważyłam, aby było zbyt ciasno. Ludzie sprawnie rotowali, zarówno ci delektujący się chrupiącymi kurczakami na miejscu, jak i oczekujący na zamówienia na wynos. Wystrój sympatyczny, ale bez fajerwerków - jest jasno i przestronnie, prawdopodobnie tak, jak w każdym z lokali o tej nazwie, gdyż jest to franczyza. 
Ocena: 3/5.

2. Obsługa.
Wiele osób narzekało na długi czas oczekiwania, który w dniu otwarcia wynosił nawet ok. 30 minut, zdarzały się też pomyłki w zamówieniach. Nie ma się jednak co dziwić, bo lokal wzbudził wyraźne zainteresowanie kutnian i wielu wielu z nich jak najszybciej chciało spróbować chrupiących pyszności. Jak to zwykle bywa, a tak było i tym razem, obsługa musi się wpasować w tryb pracy i wierzę, że z każdym dniem idzie im coraz sprawniej.
Ocena: 2/5.

3. Jedzenie.
Zamówienie obejmowało: Kubełek United Chicken Box - 2 kawałki kurczaka, 4 pikantne skrzydełka, 4 polędwiczki i 2 x średnie frytki, a także kanapkę Big Billy - bułka, 2 polędwiczki, ser, sałata, pomidor, sos czosnkowy. 


Wnioski: skrzydełka i polędwiczki chrupiące, soczyste i dobrze doprawione. Palce lizać aż po same łokcie, ale... panierka jak dla mnie mega słona!!! Kawałki kurczaka ociekały tłuszczem, co skutecznie obrzydziło mi dalsze ich konsumowanie. 


Frytki też mogłyby być lepsze, ponieważ im bardziej stygły, tym bardziej stawały się twarde. 
W burgerze z kolei wymieniłabym bułkę, ponieważ jej smak pozostawiał wiele do życzenia, miałam wrażenie, że jem miękki kawałek plastiku, który w dodatku się rozpadał. Polędwiczki, ser i warzywa były ok, wszystko świeże. Dzieło wieńczył sos czosnkowy, który niestety okazał się podobny do bułki  - mega sztuczny. 
Ocena: 2/5.

Ocena ogólna: 7/15.

Podsumowanie:

Cóź... Nie wiem na ile właściciele lokalu maja wpływ na składniki dań, które serwują. Nie mniej jednak, chyba najważniejszymi elementami do zmiany są: zbyt słona panierka i bułka w burgerze, to znacznie poprawiłoby nasze noty. Wierzę też, że obsługa za kilka miesięcy będzie śmigać na 5 punktów, trzeba im tylko dać czas. Trzymamy więc kciuki za powodzenie tego lokalu, bo niewątpliwie jest to ten typ knajpy, którego w naszym mieście brakowało. W dodatku lokalizacja na pewno wpłynie na jej rozwój pozytywnie, bo centrum miasta zaczyna "rozrastać" się w stronę Grunwaldu i powstaje tam sporo ciekawych miejsc.