niedziela, 6 października 2019

Wizyta w Burgerowni - pierwsza i ostatnia?

Zaczęło się od głośnego otwarcia, które miało nastąpić pierwszego dnia Święta Róży. Zaciekawieni kutnianie na facebooku cieszyli się, że w ich mieście będą mogli zjeść smakowitego burgera. Niestety, nie udało się tym razem. Otwarcie przeniesiono na następny piątek z przyczyn niezależnych od właściciela. Ten termin również nie był trafiony. Kolejnego jednak nie podano, a na forum zawrzało. Ostatecznie udało się niespełna miesiąc później - 5 października. I w sumie, jak się okazało po wizycie w lokalu, sukcesów by było na tyle...
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy się tam nie wybrali na testowanie. I taka refleksja nas naszła na chłodno, że zrobiliśmy to, żebyście wy już nie musieli...

Ale przejdźmy do rzeczy:


1. Lokal.
Najłatwiej byłoby zostawić to bez komentarza, ale przecież nie o to w recenzji chodzi. Murowana lada, kilka stolików, "badyle" na ścianie - wszystko "urządzone" totalnie bez pomysłu - to rzuca się w oczy już od progu, a dodatkowo towarzyszy temu ciężki zapach frytury.

Nie znajdziemy tu przyjemnej woni grillowanego mięsa i przypraw, a szkoda... Składając zamówienie możemy zajrzeć do kuchni, która jest ogromna, a sama część jadalna zbyt mała. Do tego dziwny obraz na ścianie, który nijak ma się do miejsca, w którym wisi.

Ocena: 1/5.

Taka oto "piękna" zieleń zdobi lokal:
burger kutno jedzenie

2. Obsługa. 
Jej niewątpliwym i największym plusem jest to, że w ogóle jest. Panie przyjmujące zamówienie prawdopodobnie mogły być zestresowane, bo zachowywały się chaotycznie, nie znały karty, ani w żaden sposób nie starały się nawiązać pozytywnego kontaktu z klientem. Zero powitania, zapytały co podać bez przedstawienia karty, która krążyła gdzieś po stolikach, po okazaniu jej okazało się, że bardzo wielu pozycji nie ma. Stopień wysmażenia? Nie tutaj.

Gdy już udało się coś zamówić zostaliśmy poinformowani, że będziemy czekać do 20 minut. Dwa burgery, przy praktycznie pustym lokalu, otrzymaliśmy po... 45 minutach. 

W tym czasie udało nam się przekonać jak wyglądają te, szumnie nazywane prawdziwymi, burgery i trochę się przeraziliśmy, a pani, która w międzyczasie otrzymała swoje zamówienie, prosiła obsługę o podgrzanie zimnej bułki. Po powrocie burgera z kuchni również nie wyglądała na zachwyconą... 

Ocena:1/5.

3. Jedzenie.
I tu musimy wziąć głęboki oddech... Zamówiliśmy burgera mięsnego z niebieskim lazurem i rukolą oraz wege-burgera z białą fasolą i ananasem.
Wyglądały tak:

burger kutno burgerownia

W burgerze mięsnym zamiast rukoli znaleźliśmy mix sałat (wynika to z dwóch powodów - albo kucharz nie zna menu, albo brakło, w każdym razie nikt nas o tym nie poinformował), a oprócz tego kotlet, plasterek sera, dwa plastry pomidora i sos przypominający biały sos do pizzy, jaki serwują randomowe pizzerie. Bułka była miękka, zero chrupkości, ot zwykła bułka do burgera ze sklepu. Do tego rozmiar nie powala - średnica mniejsza niż hamburgera z Mc'Donalds. Mięso było całkiem smaczne i soczyste, ale tyłka nie urwało. Zdecydowanie brakło w nim smaku grillowanego mięsa. 


Burger wege - taki sam sos, bułka i sałaty jak wyżej, kotlet z fasoli zupełnie bez smaku, chociaż nie był mdły i dla wegetarian może być fajnym zamiennikiem mięsa. Słodkiego smaku dodał ananas, który tak naprawdę zdominował cały smak burgera.

Jeśli chodzi o ceny, to są niskie, adekwatne do jakości i rozmiaru burgera.
Ocena: 2/5.

Ocena ogólna: 4/15.

Podsumowanie: 
Sobotni wypad na burgery można podsumować jednym słowem - rozczarowanie. Serio, lepsze burgery zrobicie sobie sami w domu. Trochę przykro, że właściciel/-e lokalu tak nisko oceniają gust kutnowskich konsumentów i serwują im coś, co wygląda i smakuje tak słabo.

Niemniej mamy nadzieję, że sytuacja się poprawi i w przyszłości będziemy mogli z uśmiechem na twarzy wspominać wizyty w Burgerowni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz