piątek, 20 stycznia 2017

Na widelcu po raz drugi

Minął ponad miesiąc od naszej pierwszej wizyty w restauracji "Na widelcu". Postanowiliśmy zjeść tam ponownie i sprawdzić czy i co się zmieniło. Zamówiliśmy do domu pizzę nr 3 - mozzarella, świeże pieczarki, szynka i rukola, Ostatniego składnika jednak zabrakło. Zostaliśmy o tym poinformowani przez pracownika, więc nie było problemu. Do zamówienia dołączył burger z podwójnym mięsem i w końcu zdecydowaliśmy się na pastę. Na pierwszy ogień poszedł makaron penne z krewetkami. Czas oczekiwania miał oscylować w okolicy 40 minut. Po pół godzinie kierowca zadzwonił do drzwi.
Zasiedliśmy do stołu. Jako pierwsza "na warsztat" poszła pizza.


Dzieciaki piszczały z radości, a z naszych twarzy zachwyt nie schodził długo. Chcieliśmy zrobić drugie zdjęcie, ale nie było już co fotografować... Pizza zniknęła. Dawno nie jedliśmy tak dobrze wypieczonej, aromatycznej pizzy na lekko chrupiącym, cienkim spodzie. Na pizzy z pieczarkami łatwo się "wyłożyć", bo przy zbyt niskiej temperaturze na piecu woda z grzybów szybko przedostaje się do ciasta, które staje się miękkie, ciągnące i zakalcowate. W tym przypadku było idealne.

Zabraliśmy się za burgera. Tym razem niczego nie brakowało, były dwa kawałki soczystej wołowiny, pomidor, cebula, sałata i ogórek kiszony.


Tu już zdania były podzielone w kwestii smaków, ale na pewno należy popracować nad sosem, ponieważ wyraźnie zagłuszał smaki wołowiny warzyw pod bułką. A może było go tam za dużo. Nie powinien dominować, a być jedynie dodatkiem.

W brzuchach już naprawdę zrobiło się ciasno, ale ekscytacja tym jedzeniem sięgała zenitu, zatem szybko wbiliśmy widelce w makaron.


I w tym momencie nastąpiła grobowa cisza, nasze usta przestały się ruszać. Ledwo przełknęliśmy pierwsze kęsy. Było drugie podejście i kolejne i niedowierzanie. Jak można tak spartolić takie proste danie? Makaron rozgotowany, bez smaku i soli, krewetki gumowate, źle rozmrożone, gdzieś tam pojawiła się natka pietruszki, która została wrzucona na patelnię jako pierwsza, a nie ostatnia i teraz najlepsze... To wszystko zostało polane słodko-ostrym sosem TAO-TAO. Szok. I niedowierzanie. Powstało danie multi-kulti, włosko-chińskie. Co do oceny byliśmy zgodni. Tu restauracja dostaje od nas zero punktów.
Jak ochłoniemy, za parę dni przetestujemy kolejny makaron, bo może to był wypadek przy pracy, który nie powinien się zdarzyć.

Podsumowując:
Pizza się poprawiła i co do tego nie mamy żadnych zastrzeżeń. Burgery godne polecenia, bo niewiele jest w Kutnie miejsc, w których zjemy dobrego wołowego kotleta w bułce. Pasty to jednak bez wątpienia słaby punkt lokalu. Więcej przypraw, mniej kombinowania, a na pewno będzie lepiej.
Ocena ogólna jednak pozostaje niezmienna - 9/15.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz